Malownicza? Polska międzywojenna w obiektywie Adama Lenkiewicza

 


Adam Lenkiewicz urodził się 7 grudnia 1888 w Telesznicy Oszwarowej, letnisku bieszczadzkim koło Sanoka. Największą pasją jego życia były fotografia i turystyka. Należał do tych utalentowanych postaci przedwojennego Lwowa, które nadają sens wspomnieniom i rozważaniom o krótkim okresie dwudziestolecia – uważnych na rzeczy piękne i istotne, świadomych klasycznej prawdy, że życie jest dane na krótko. Fotograf, wykładowca, organizator turystyki i świetny narciarz. Fotografował od 1921. Prace pokazał po raz pierwszy pięć lat później (X Wystawa Fotografii Artystycznej we Lwowie). Głównym tematem dwudziestu pięciu eksponowanych tam zdjęć była architektura. Od 1927 był prezesem Lwowskiego Towarzystwa Fotograficznego, do którego dołączył dwa lata wcześniej. W 1928 został jednym z twórców Międzynarodowego Salonu Fotograficznego, przyczyniając się do wskrzeszenia życia kulturalnego w niepodległej Polsce.

Studiował na Wydziale Inżynierii Politechniki Lwowskiej (od 1906), następnie przeniósł się na Wydział Filologiczny Uniwersytetu Jana Kazimierza. Wykładał literaturę (Gimnazjum Żeńskie, Państwowa Szkoła Techniczna), prowadził szkolną pracownię fotograficzno-filmową (od 1930). Był także działaczem i prezesem oddziału Lwowskiego Polskiego Towarzystwa Turystycznego, wytrwałym realizatorem projektu utworzenia w Karpatach Wschodnich sieci schronisk, które projektował lwowski architekt Tadeusz Leonard Solecki.

W czasie drugiej wojny prowadził we Lwowie przy ul. Akademickiej fotograficzny punkt usługowy. Działał w ruchu oporu, wykorzystując znajomość tras górskich. Aresztowany 17 marca 1941, zaginął. Po wojnie uzyskano informację o rozstrzelaniu artysty po ewakuacji więźniów z Lwowa 23 czerwca 1941.

Jego twórczość zyskała zasłużoną sławę – porównywano go z mistrzem i twórcą fotografii ojczystej Janem Bułhakiem. Fotografię tego rodzaju zwano wtedy także malowniczą, jak pisała Janina Mierzecka. Później, w latach 70. XX w., określona została przez Urszulę Czartoryską piktorializmem, w nawiązaniu do tendencji piktorialnych w fotografii Europy i Ameryki pierwszych dekad XX w.

Znane są słowa Mariana Dederki: „Lenkiewicz kocha swoje miasto (…), rozumie i odtwarza wytwornie”, jego pejzaże z obłokami „jak na zamówienie” sławił Henryk Mikolasch w anegdotycznym już stwierdzeniu: „Ależ pan wozi chyba za sobą na sznurku te chmury za motocyklem”.

Lenkiewicza interesował pejzaż miejski i górski (Gorgany, Czarnohora, Tatry), zasłynął jako autor znakomitych portretów i scen rodzajowych z Huculszczyzny, był pełnym fantazji dokumentalistą miast i miasteczek. Wiele takich prac wydawano od 1937 do wybuchu wojny jako pocztówki Książnicy-Atlas we Lwowie. Wydawnictwu patronował geograf Eugeniusz Romer. Jego syn Witold wraz z wybitnymi fotografami stworzyli wówczas serię tysięcy fotowidokówek, reprodukcji zdjęć o wysokim poziomie estetycznym i technicznym. Jak to określił Bronisław Kupiec – miały być jednocześnie „ilustracją, pomocą naukową i dobrym obrazkiem”. Autorami zdjęć byli znamienici fotografowie i świetni amatorzy, zdjęcia wybierano drogą konkursów organizowanych przez Towarzystwa Fotograficzne. Z oryginalnych negatywów, dostarczonych przez autora, Książnica-Atlas wykonała reprodukcje według technologii Witolda Romera – z autorskiego negatywu wykonywano negatyw wtórny w diapozytywie, montowano po sześć negatywów, kopiowano na papierze bromowym, taśmowo poddawano naświetlaniu i działaniu odczynników, suszono na blachach na piecu rotacyjnym. Pocztówki te wydawano w latach 1938–1939.

Co jest za zakrętem? – czyli fotografia ojczysta

Okres dwudziestolecia to jedno mgnienie, wnioskuję na przykładzie własnego życia. Stąd refleksje o malowniczej Polsce minionej epoki i fotografii ojczystej. Chciałoby się pokazać i opisać wszystkie krajoznawcze fotografie Adama Lenkiewicza, które wydała Książnica-Atlas w latach 1938–1939 (Książnica-Atlas S-ka Akcyjna, Lwów, ul. Czarnieckiego 12, odbito w Zakł. Graf. S.A. K-A, ul. Rozwadowskiego 20), a które podarowane zostały w 2006 Muzeum Fotografii przez Władysława Stefana Lenkiewicza, syna Adama. Na wystawie w ZPAF znalazło się tylko kilkanaście. Wybór był trudny – wyszło ciekawie. Wszystkie pory roku, dnia i nocy, obszary opustoszałe i te ze sztafażem, intrygujące i całkiem zwyczajne. I już nie wiem, co w tych pejzażach lubię najbardziej, ale chyba to:

Że Lenkiewicz wędruje. Że jest jak pielgrzym, nie zdobywca świata. Że, zanim naświetli negatyw, ma wizję gotowej odbitki, ale lubi też niespodzianki w trakcie naświetlania. Że myśli szybko. Skrótem. Że jest to pejzaż-aforyzm, myśl nieuczesana. Pocztówki rozczochrane! Że to jakby fotograficzne greguerías, niezwykle błyskotliwe groteskowe powiedzonka, jakby napisane przez hiszpańskiego pisarza awangardy Gómeza de la Serna (tworzył osobliwe definicje rzeczywistości, a to: „Gwizd lokomotywy służy do rozsiewania melancholii po polach”…). Czystą fotografią dokumentalną, w jak najlepszym rozumieniu tego słowa, staje się tu fotografia nurtu ojczystego! Zasługuje na miano piktorialnej = malowniczej, a przede wszystkim: poetyckiej. To, prawdę mówiąc, określenie rozkwitłej dużo później fotografii amerykańskiej lat czterdziestych i dalszych (Ansel Adams, Paul Caponigro – ale to doprawdy zawrotne porównanie, i anachroniczne). Emocja, poczucie jedności z fotografowaną sceną, wybór polegający na idei: wszystko jest piękne, mało tego, „nie ma niczego, co by nie było piękne” – głosi Albert Renger-Patzsch w 1928, autor albumu Świat jest piękny (ktoś się tu powtarza).

Lenkiewicz jest nie tylko podziwianym ilustratorem miasta Lwowa, dróg polnych i miasteczek. „Skórę świata”, tę właśnie, która zaczęła się zmieniać po I wojnie (tu Jerzy Piwowarski onegdaj szczęśliwie przywołał Tadeusza Peipera), portretuje po prostu, pełen emocji, z wdziękiem i dobrze technicznie. Dużym aparatem lub Leicą. Ruchomym obiektywem. Przemieszczając się w przestrzeni na nartach, na motorze, automobilem. Wrażenia transcendentalne. Dzieła architektoniczne umiejscowione w krajobrazie – ale jak! Ponadczasowość, opowieść o odkrywaniu zwyczajnego dnia w miasteczku, przydrożnego maliniaka – czyli inaczej gorganu, płotu przypominającego zasieki (znanego tu wszystkim pokoleniom), charakterystycznego ogrodzenia – woryni, pomnika Mickiewicza – jakby go nie było… W Zaleszczykach: ratusz, szyldy, ludność na placu: chłopak w białym kaszkiecie i bryczesach, batiar z gestem myśliciela i z prawej – tu jeszcze jeden batiar: taki sam i z takimż wyrazem. Przesunięcie równoległe. Do tego afisz: „Cyrk, Menażerja…”.

Bohaterem zdjęcia może być za każdym razem coś innego. Można rozważać, czym się tu różni reportaż (codzienność, dynamiczna rejestracja rzeczywistości) od dokumentu, który jak wszystko – jest poezją (tak pisał Stachura). Można dumać, czym się różni fotografia ojczysta Bułhakowska od Lenkiewiczowej. Może u pierwszego to Polska właśnie, u drugiego to Polska i cała reszta (myśl wylęgła jakby z Jarosława Iwaszkiewicza i Eustachego Rylskiego).

Z oryginalnych negatywów, dostarczonych przez autora, Książnica-Atlas wykonała reprodukcje. I tylko tyle zostało, co na tych pocztówkach. Bo technika była perfekcyjna.

 

Fotografie Adama Lenkiewicza Muzeum Fotografii prezentowało w Galerii ZPAF na ul. św. Tomasza 24 w Krakowie w dniach 17 stycznia – 28 lutego 2006, kurator wystawy: Monika Kozień-Świca.

Przygotowała Małgorzata Kanikuła
Dział Inwentarzy